Niespełnione marzenie :(
Nie zamieszkamy u siebie na Święta .... Niech mnie ktoś przytuli ;(
Z powodów różnych, między innymi toczącej nas obiegowo choroby (najpierw dzieci, potem my), teraz przygotowań świątecznych w domu rodziców, do tego nałożyło się kilka rodzinnych uroczystości (nasz Bąbel kilka dni temu kończył Roczek). Chorych dzieciaków nie mogłam sprzedać do babci, i tym samym szaleć na budowie. Właściwie to już nie budowa, ale nadal nie mogę nazwać tego domem :( Stan w środku przyprawia mnie o łzy :( Od pewnego czasu prawie nie posuwamy się do przodu :( wręcz przeciwnie. Kolesie od gładzi - pan Jarosław z Dąbrowy Tarnowskiej - duPPPku jeden! - kasę zawinął a teraz ma nas w d.... Zadzwoniliśmy do niego, żeby przyjechał, bo ściany to sitko i mimo iż twierdzili, że farba to zakryje, niestety tak nie jest, więc nie malowaliśmy. Przyjechał po kilku dniach od telefonu, coś tam popaprał po ścianach szpachelką, (akurat była awaria prądu), stwierdził, że bez lampy to on niewiele widzi, żebyśmy przeszli po pokojach z lampą, zaznaczyli delikatnie krzyżykami, gdzie te dziurki są, a on przyjedzie i poprawi. No to wzięłam się pewnego dnia ostro za krzyżykowanie. Tylko w salonie zaznaczyłam ponad 300 krzyżyków i dałam sobie spokój. Szkoda moich nerwów i czasu! Wykonałam telefon do producenta gładzi, który stwierdził, że problem jest nie tyle w złym przygotowaniu gładzi czyli jej napowietrzeniu, ale w sztuce jej wykonania. Pierwszą warstwą na tynk był gips szpachlowy. Już na nim widoczne były bąbelki i dziurki, a to dlatego, że świeży tynk cementowo-wapienny w nowych domach "oddycha". Podobno, aby uniknąć tego problemu, przed gipsowaniem ścianę pryska się wodną mgiełką, jak ze zraszacza do kwiatków. W chwili obecnej, przy tak dużej ilości dziurek, należałoby całą ścianę pokryć cienką warstwą gładzi polimerowej. No to ja znów za telefon, i ściągam na budowę Pana Jarosława, że pokrzyżykowałam co nie co. Koleś przyjeżdża i pierwsze co pyta gdzie jest mąż, bo on się z nim umawiał a nie ze mną :/ Pokazuję mu ścianę w salonie, a on do mnie że zwariowałam, że on tu dziurek nie widzi. Dla spokoju zapaprał każdy krzyżyk szpachelką i poszedł na papieroska czekając aż gładź wyschnie. A ja do niego, że pozostałych pokoi nie znaczyłam, bo to nie ja dostałam pieniądze za wykonanie tych gładzi, które gładziami nie są i tu ma lampę. Wziął lampę, przez godzinę paprał coś na górze, zszedł zatrzeć salon, znów poszedł na górę, nagle momentalnie słyszę: dowidzenia i trzaśnięcie drzwiami. Zanim zdążyłam się zorientować, co się dzieje, koleś już zniknął za zakrętem :/ Dzwonie do niego, że skoro nie skończył, to jutro chyba też przyjdzie na co on, że nie będzie tak jeździł, żebym pomalowała ściany farbami, a czego farba nie zakryje to on przyjedzie to zaprawić. Czyli pomaluję ściany pierwszą warstwą, on mi je całe zakryje znów gładzią i znów będę malować dwiema warstwami?! Ręce opadają. Chętnie kopnęłabym go w... zadek, i skierowała swoje kroki do urzędu skarbowego (nie otrzymałam faktury za wykonaną usługę!). Z drugiej jednak strony, chcę, żeby to się wreszcie skończyło, i chcę już zamieszkać w SWOIM DOMU, a nie zamierzam robić tego za nich, ani brać innej ekipy, której znów musielibyśmy zapłacić :(
Do tego nałożył się problem z drzwiami wewnętrznymi. Od dawna miałam upatrzony pewien model z DRE - Vetro D z szybą. Przyjechali, pomierzyli, zamówiliśmy.... I nagle okazuje się, że tego skrzydła nie da się skrócić, ono samo ma 205cm wysokości do tego dochodzi ościeżnica, a niektóre otwory mamy na 202, 204cm :( Muszą być minimum 208cm :( No to Gregor kłuł, czy kuł... no wziął się za kłucie ;P W nadprożach są cegły, i kruszą się nie jak chcesz, tylko jak same sobie chcą. Niekiedy wypadały całe i zamiast 208 mieliśmy 211cm. A otwór musi mieć max 210, bo potem ościeżnica tego nie zakryje ;( No to trzeba to nadłożyć :( No i siedzi Gregor na dzień przed wigilią i co odkłuł za dużo to teraz nadkłada :(
W garażu czeka już przywieziony narożnik do salonu. Majster od drewnianej podłogi codziennie dzwoni i pyta czy już może przyjść robić tą podłogę a tu znów wszędzie syf z kłucia i te ściany ciągle jeszcze nie skończone i ciągle z wizją ich dalszego zacierania :(
Kompletnie straciłam humor. Myśl o domu mnie przygnębia a nie cieszy. Nastąpiło totalne zmęczenie materiału i marzę tylko o tym, żeby pojechać w cholerę i zostawić to wszystko, aż przyjdzie wiosna a z nią entuzjazm... Bo przyjdzie, prawda????